Jak ten czas szybko leci. To już szósta Masa Krytyczna, w której my, przez zwykłe gapiostwo, uczestniczyliśmy pierwszy raz. Nasza morsowa brać, pod przewodnictwem Maćka, zbudowała niezwykłe pływadło. Kaloryferowe cacko, pod piracko-morsową banderą, przewiozło swoich korsarzy spod Mostu Zwierzynieckiego aż do Ujścia Wilgi.
Tratwa, niczym platforma brazylijskiej szkoły samby, mknęła między innymi wyszukanymi formami dryfującymi. Napędzana siłą rąk i nóg ludzkich, udźwignęła kilkunastu morsów. A na pokładzie to już prawdziwa rozrywka, bo z jednej strony uczta dla ucha, dzięki towarzyszącemu imprezie zespołowi muzycznemu. Z drugiej zaś strony, kuk pokładowy Leszek, dbając o nasze żołądki, niestrudzenie serwował smakołyki kuchni plenerowej.
Dodaj komentarz